.

.

wtorek, 9 grudnia 2014

***

kim jesteś
przeciętna mdła postaci
odprysku blasku
dni minionych
bez tłumaczenia
płynności przejścia
zatańcz jutrzejszy dzień
w rytm swoich myśli
wbrew melancholijnym
kroplom na szprychach roweru
oznajmij nadejście
wiosny nastrojów

wtorek, 2 grudnia 2014

***

Zawsze chciałam nauczyć się pleść
z chwili codziennych swoją przyszłość
tak samo jak te koszyki z wiklinowych gałązek
według idealnie chaotycznych schematów

Przekładać z prawej na lewą sukcesy
by z lewej na środek zasupłać je klęską
niezauważenia różowej poświaty
na ostatnich tego dnia mammatusach

I ukryć książkowe wyrzuty sumienia
jak zakończenia najcieńszych wici
pomiędzy scaloną strukturą formy
swojego w oczach innych obrazu.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Bo czy materializm może objawiać się w niuansach?
W nieumiejętności nauki bez kolorowych znaczników i zakreślaczy.
W czułości gestu dotyku ekspresu do kawy.
W pedantyczności ułożenia przedmiotów na biurku.
A czy niemożność zaśnięcia na krzywo pościelonym łóżku,
mania wyrównywania podkładek na stole,
potrzeba stałego układu bibelotów na parapecie,
czy to już zakrawa na nerwice natręctw?

Czy może to po prostu nawyki.

Nawykłam do wyniszczającej pedanterii i konkurencji.
Nie umiem nie stanąć do wyścigu, chociażby nieświadomie.
Dążąc do celu, tracę go z oczu.

Tak bardzo boli niedoskonałość.

Chcę snąć i zaśnić.
Imperfekcyjnie.

niedziela, 26 października 2014

NL

wchodzę do tych sześciu ścian
do tych wygłaskanych szczegółów
szaro-czerwono precyzyjnej przestrzeni
do znanego zapachu płynu do płukania
miękkości kapy na sofie
wyschniętych goździków w wazonie
krzykliwej trampoliny za oknem
do odcisków Twoich ust na płótnie
budzenia się dźwiękami Schuberta

odwiedzam tu swoje rzeczy
zapełniam nimi przestrzeń
kamufluję pustkę tymczasowości

ale to na szczęście nadal nie jest mój dom
nie tutaj

niedziela, 28 września 2014

J.

Stawiam ludziom zarzut ze nie są Tobą
Miejscom, ze nie przesiąkły Twoim zapachem
Muzyce, ze nie wybrzmiewa Twoim głosem
Twojość na szczycie listy ichniości

Rozpada mnie na niespójność
Niedosyt nas w Tobie i we mnie
Światu dostaje się rykoszetem
i cały się lepi z kawałków

poniedziałek, 22 września 2014

FOMO

Drapiąco srebrna opaska weekendowego UNSEEN Photo Fair na mojej ręce wykrzywia mi usta w satysfakcji. Moje sześć kątów przyozdabia nowoprzybyły Magazine i nieokrzesanie designerski tote bag. Chciałabym powiedzieć, że z namaszczeniem zapalam papierosa. Chciałabym powiedzieć, że półmrok otoczenia rozjaśnia migotliwy płomień. Ale nie. To jedynie 49Wattowa żarówka, ta jedna która oparła się zaborom, nie jest więc nawet migotliwa. Palenie, nieopacznie nie myśląc o estetyce tej chwili, rzuciłam w poprzednim wcieleniu. 

I patrzę na ten krzywo opalony kawałek materiału na nadgarstku. I patrzę na kusząco nieskalaną niczym biel powierzchni szafy, błagającą o artystyczne na niej wyżycie. Na Cultural Economics Handbook leżącą w lewej komorze półki polskiego pochodzenia, na Proces, Goodbye Sarajevo, Traktat o łuskaniu fasoli, opierające się o prawy jej skraj. Na czarno-pustą tekturowość ramek. I o tym o ile przyjemniej było by wypełnić te rzeczy zawartością/pozwolić im wypełnić mnie ich zawartością, niż rozglądając się nieustannie po czterech z sześciu kątów myśleć o tym co dzieje się na rozkrzyczanych, pijanych, zzieleniało-rozjarzonych, górnych piętrach kamienic na rynku. O ile przyjemniej nawet niż rozglądać się po ichże rozkątowieniu od wewnątrz. 

Połowa powierzchni szafy i naręcze wrzosów dla śmiałków, co postanowią zadźgać szepty konwenansów w mojej głowie. I przyłączyć się do dzielenia zawartością. Obopólnie.

Jak zabraknie szafy, kupi się kolejne.

wtorek, 9 września 2014

***

Nauczyłam się zjadać cukierki
pojedynczo
prowadzić auto
krętą drogą w czasie deszczu
poświęcać całe godziny
obserwacji nocnie marnych płótn

Chciałabym umieć zapomnieć 
o tym wszystkim
może wtedy

Może wtedy
te noce byłyby
mniej gwieździsto przyciągające
poranki
nie powiększały źrenic

Może wtedy
umiałabym spojrzeć na te wielomiany
bez zaszklonych rozbawieniem oczu
rozluźnionej postawy
bez frywolnego
posmaku życia na języku

niedziela, 31 sierpnia 2014

Royal Fish&Chips

Londyńczycy
są wyjątkowo przewidujący

wiedzą kiedy zapali się zielone światło
zanim jeszcze się to stanie
ukrywają restauracje
przed niszczycielską plagą przyjezdnych
zalewają ulice sieciówkami
wartościowe pakują w papier śniadaniowy
żebyś przypadkiem się nie skusił
i nie przeludnił im Barbicane'u

Ty skarpetkowo-sandałowy potworze
Ty mróweczko w pszczelim ulu
biały człowieku wśród czarnych i żółtych
Ty, za przeproszeniem, turysto

niedziela, 10 sierpnia 2014

Sycylia

Moja głowa szumi płodnością
Pieni się od nadmiaru bodźców
Rozsadzają ją od środka idee
I bodą w twarde skorupy kultury

Rozmiękły w chlorze basenu pomysły
Stopiły ze skórą słoneczne omamy
Roztacza się wokół aura rozmycia
Zakryta cieniem poszycia cytryn

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Azyl na końcu świata.

Od dziecka pielęgnuję wspomnienie uczucia przebywania we włosko rodzinnej restauracji. Odczucia ciągłego wzroku 'ojca' restauracji na swojej twarzy, oceniającego wrażenia smakowe. Oburzenia na odmowę wypicia "leczniczego dla żołądka", smakującego jak krople żołądkowe trunku. Kolejnych, milionowych pojawiających się znikąd przystawek. Honorowego brzęku monet wsypujących się z portmonetki bezdomnej kobiety siedzącej w rogu lokalu. Poklepywań po ramieniu i stale napełniającego się winem kieliszka. Braku pohamowań i kurtuazji. Wszechobecnej akceptacji i najzwyczajniejszej w świecie atmosfery rodzinności, której często nie potrafią zapewnić więzy krwi.
I wreszcie po tylu latach to zamazane samorozwojem wspomnienie odżywa we mnie uśmiechem siwowłosego Włocha w kameralnej restauracji cienistego zaułku ulicy. W jego oburzeniu naszą dwukrotną odmową kelnerce spróbowania 'Limoncello'. W tych kilku słowach anglosaskich pośród zalewu romanizmów, dzięki którym nasze porozumienie nie jest tylko w praktyce nieme. W jego dosłownie niemym zachwycie włosami mojej przyjaciółki, okazanym ciągłym ich głaskaniem, które nie powoduje nawet najmniejszej dozy naszego oburzenia. W zblazowaniu nastolatek klikających na swoich smartfonach podczas rodzinnych urodzin ich wuja przy stoliku obok. W godzinnym oczekiwaniu na rachunek i odmowie przyjęcia nie tylko napiwku, ale także jednocyfrowej części rachunku. W spiralnie rozchodzącej się płaszczyźnie zadaszenia i intymnych pocałunkach pary w kącie.

Zarówno Rzym, jak i Trento podarowały mi poczucie przynależność na obczyźnie. Obydwa miasta przytuliły mnie tymi restauracjami do swojej esencji i do najlepszego oblicza włoskiej natury. Obydwaj Panowie zainspirowali i wlali w duszę niezapomniane ciepło. Obydwa trunki zostały w końcu wypite. Wielokrotnie.

niedziela, 1 czerwca 2014

DSW

Krzycz
Ojcze, Matko...
Biegnij
w kierunku gwieździstej ekstazy
Przeżywaj
wszystko czego uczą Cię tutejsi 
niezbyt odrealnieni scenarzyści

Sępy Kultury to słodkie stworzenia
Reżyseria potrafi być społecznie szkodliwa
Sztuka zakrzywia samoświadomość

XXIXe dni szczęścia
3,5 godziny zachwytu
3 lokale zwierzeń
My dwie

Zamilkłaś
Turkusowy skraj paznokcia
kreśli rysę
na starozłotej czerni otarcia
Usiadłyśmy
zastygłyśmy w myślach
Przeżyłyśmy
koślawość planów
prostotę wykonania
kulturalne społeczne zakrzywienie

"-Co robisz?
 - NIC. 
NARESZCIE!"

wtorek, 13 maja 2014

proces twórczy

Mam w głowie miliony linii. 
Nachodzą na siebie, zapętlają się i supłają. Krzyżują, dążą ku sobie nigdy się nie zbiegając, pokrywają się wzajemnie pogrubiając swoją kreskę, wzmacniając siłę przekazu. 
W nieuchwytnym tempie budują układy lub drażniąco powoli, lecz równie niezauważalnie, przekreślają zamysły.
Tworzą wewnątrz moich myśli obrazy, przecinają ciągi logiczne i separują od siebie wspomnienia.
Ale najpełniej mnie zaspokajają rysując wizje. 
Szkicuję nimi zarysy pomysłów, mające nigdy się nie spełnić w rzeczywistym przedmioty, istniejące w iluzji konstrukcje.
Kreuję za ich pomocą włókniste otoczenie wyimaginowanych światów, rozpraszanych jednym pochodzącym z zewnątrz słowem. 
Linie wypełniają pustkę miedzy faktami i pragmatyzmem. Zabazgrują moją pamięć podręczną.
Zapełniają wnętrze mojej czaszki runicznymi wręcz, pieczałowicie wydrapanymi w kościach symbolami doświadczeń.
Potrafię opisać linię wieloma nietautologicznie jawiącymi się sposobami.
Fortunnie, nałożone wszystkie na siebie, linie rysują mój kształt jednoznacznie. 

wtorek, 6 maja 2014

Park Saski

rozpłyniętą w Twoim zapachu
uderza, ogłusza mnie 

otaczający stop ciszy i pogłosów
ogrom konturu szkieletu drzew
monumentalizm pustej przestrzeni

pełni wrażeń moich oczu 
przeczy
pustka puli werbalizacji

chcesz kolektywizacji 
mojej myśli bieżącej?
przepoczwarzenie w słowa
rozkrusza ją i mąci

w efekcie zostaje opis 
dekadenckiego wrażenia chwili
czyniąc z nas hedonistów





sobota, 3 maja 2014

Zazdrość

Jej skóra
w dotyku przypominająca gładkość
śmietanowej masy tortu weselnego
tak jak i ona roztapia się 
pod błądzeniem Twoich palców

Jej powieki
niedoświadczone najlżejszym 
skalaniem fałszu kosmetyków
marszczą się do rymu
otarć Twoich warg

Reakcje rudej zieleni 
jej zaimka dzierżawczego
wykluczają istnienie 
wartości bezwzględnej
z wykresu Twojego

kiedy w mojej głowie rozgrywa się 
wasze poterminowe tête-à-tête

środa, 30 kwietnia 2014

3xR

Dojrzałość.
czy to przypadkiem nie ten moment w życiu
kiedy w słowie SURPRISE
przestaje zaskakiwać fakt
że ma ono dwie litery R
Radość i Rozpacz
tworzące zwykle wraz z Rozkoszą
triumwirat

niedziela, 27 kwietnia 2014

Bzdury

I wtedy Bańka pękła.
A z Bańki zaczęły spadać jej na głowę różne rzeczy.
Te rzeczy, które skrzętnie w niej przez wszystkie lata ukrywała. 
Najpierw, nie wiadomo dlaczego, bo przecież prawa grawitacji nie mają w tej kwestii nic do powiedzenia, spadały rzeczy najcięższe. Schowane w Bańce, która unosiła się nad jej głową tylko dlatego, że niezbyt często patrzyła w górę. 
A o nich nie chciała pamiętać, nie chciała ich oglądać. Te rzeczy, które przed ukryciem ich w Bańce chodziły za nią przez całe dnie i nie dawały spać po nocach. Teraz zasłaniała przed ich nawracającymi wyrzutami uszy. Zamykała oczy przed obrazami które przywodziły na myśl. Nie chciała nawet pamiętać czym były. 
Na szczęście później zaczęły spadać rzeczy lekkie, sentymentalne. Te, które schowała w tym samym miejscu co tamte, bo wiedziała, że o tamtych nigdy nie zapomni.  I dzięki temu nie zagubią się również te. Malutka, plastikowa, szczęśliwa podkowa z malutką, plastikową biedronką, która przyczepiła do niej klejem. Dziesięciozłotowy banknot z autografem gitarzysty punkowego zespołu. Którego? Już nawet nie pamięta, nie da się rozczytać podpisu. 
A na końcu na jej nosie osiadło małe, brązowe, delikatnie puchowe piórko. Zmarszczyła brwi i marszcząc oczy w małe parabolki, które zawsze tak bardzo bawiły jej znajomych, zdmuchnęła je z impetem. I piórko poszybowało w stronę zachmurzonego, burzowego nieba. 
A cała otaczająca ją przestrzeń zamarła w przygnębiającym bezruchu, kiedy resztki Bańki oblepiły ją swoją różową powłoką. Zamknęły jej usta, dźwięk nie zmieścił się między jej skórą, a mdlącą mazią.
Nie zmieściły się tam również łzy.
Tylko dlatego nie zamierza tym razem płakać.

piątek, 18 kwietnia 2014

Słowa Małe i Duże


Boję się poetyckich porównań. Boję się ubierać myśli w Duże Słowa. Kiedy pod wpływem chwili robię to, czytając je ponownie czuję się zażenowana. Patrzę na nie z boku, oczyma osoby obcej dla tej, która je stworzyła. I wstydzę się ich. Są patetyczne, przerysowane i wypaczone. A jednak, przywodzą mi na myśl zagrzebane gdzieś głęboko w pamięci odczucia chwilii. Mam dziewięć lat, skradam się o północy po schodach w dół do kuchni, planując grabież mlecznego Toblerone. Wiem dobrze, które z klepek parkietu obudzą czujnie śpiącą mamę. Wiem, że nic nie obudzi taty, drzemiącego w salonie, z którego wyziera blada łuna wyciszonego odbiornika. A jednak, zapisane krzywym, dziecięcym pismem, piórem wypełnionym niebieskim atramentem, w perfumowanym zielonkawym pamiętniku rodem z Ani z Zielonego Wzgórza słowa przepełnione są podnieceniem, opływają wręcz adrenaliną. Na równi z poczuciem winy za młodociane przewinienia.  A wspomnienia, które przywołuje z pamięci są na równi z tymi słowami wypaczone i przerysowane. Na szczęście, nie wszystkie realnie istniejące rzeczy da się opisać Słowami Małymi. Takimi, które nie wywołają ironicznego uśmiechu na myśl o naiwności lat minionych. Lub takimi, które zrozumiesz i nie zapytasz o ich definicję, kiedy ich użyję. Poznawanie świata to w pewnym sensie poznawanie nowych słów, wielorakości ich znaczeń. Jeśli chcesz, możesz starać się trzymać tych dobrze Ci znanych i bezpiecznych. Możesz nawet odkrywać nowe odcienie życia, a w głowie myśleć o nich obrazmi i uczuciami. Ale słowa, słowa niezbędne są aby strumień swoich myśli nakierować na inną osobę.  Nawet jeśli tą osobą dla Ciebie teraz, jesteś Ty z kiedyś. Gdziekolwiek to kiedyś się znajduje – lata w przód, czy też lata wstecz. Jeśli tylko przypadkiem nie jesteś Manetem, słowa stoją między Tobą a nieulotnością chwili. Więc spróbuj je pokonać. Polecam w tym celu dogłębny Espionage.

A ja zapewne jutro, gdy tylko się obudzę, nakryję głowę poduszką.

czwartek, 17 kwietnia 2014

***

To Twoje nieznaczne zmarszczenie kącika ust
I od nowa wszystko jest w porządku
Uśmiechy,
Iskry w oczach,
Kokieteryjne przechylenie głowy.
Kącik Twoich ust wędruje z góry w dół,
a kiedy powraca czuję się jak
Małe,
Niepoprawne,
Skarcone dziecko.
I szukając Twojej aprobaty
Odnajduję  brak samozrozumienia
I argumenty
I tłumaczenie
I wyjaśnienia
Tak tautologicznie przerywa
Kącik Twoich ust
Ironicznie wędrując tym razem
Z dołu w górę
I nie chcąc wracać

piątek, 11 kwietnia 2014

por mi osito de peluche

mój policzek od poduszki
dzieli
tylko Twoja dłoń
mi favorito osito de peluche

dedykacja w antologii znalezionej na dnie szuflady
mierzi zatraceniem
piszę kolejne podziękowanie 
trudem znalezionym czarnym atramentem
nie wiem czy dotrze do adresata
czy tak jak i jego rozpłynie je niezrozumienie

kolejna próba bilansu zysków i strat 
tym razem nie spełza na niczym
w odróżnieniu od niektórych prac
Nowoczesnych artystów
wytwarzam oprócz treści jej puentę 
jestem szczęśliwym człowiekiem

wiem, dla kogo starannie nabazgrzę 
następne kilka słów na kolejnej pierwszej stronie

nie zgaduj, proszę
trafisz
a tak bardzo chciałabym zrobić Ci 
niespodziankę

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

***

Czerwono-pomarańczowy łuk
biegnący zewnętrzną stroną łopatek
świadomość
że pierwszy raz od wielu kamieni milowych
kładziesz się spać w spranej koszulce Metalliki

Zamilknij
milczenia chętnie wysłucham
szczególnie swojego
kiedy wiem że wypluwam miliony słów na darmo
zamiast delektować się ich smakiem
każę Ci je połykać
mając świętą nadzieję
że nie staną Ci kością w gardle

Przecież nie chcę dla Ciebie źle
po prostu nie chcę żeby było zbyt dobrze

środa, 2 kwietnia 2014

Kalkowanie.

Merde
To już nie zwykłe mainstreamowe shit
Nie mówiąc już nawet o starych, dobrych, polskich kurwach

Czy to przez to tak elokwentnie brzmisz?
a) tam gdzie się wychowałam,
dzięki tym obco brzmiącym eufemizmom
dostałbyś co najwyżej w mordę
b) moje getto intelektualne
zwykło zapominać polskiego słowa 'akapit'
i drwić z tego problemu u innych

Teraz nie czas żeby walić w drzwi izolatki
Teraz mogę najwyżej wyskoczyć stąd przez okno

Ale jeśli zostawię zamknięte drzwi
nie wdrapię się tu z powrotem po ścianie

And I would like to.
Eventually.
Because it's a big bad world out there.
Maybe one day...
I will be dreaming about my little safe comfort zone right here.

środa, 26 marca 2014

Pseudofilozofia


Dziecinnie upieram się podczas odbywanych dyskusji, że nigdy nie wyjdę za mąż. I sama z siebie śmieję się w duchu, ze swojej naiwności, jednocześnie paradoksalnie pewna swoich słów. Prawdą jest, że nie wierzę w ideę małżeństwa. W idee nierozerwalności i nieskończoności. Ale nie tylko z nią mam problem. Problem pojawia się we mnie, jednocześnie z pojawieniem się momentu relacji z drugim człowiekiem zmuszającego do jej nazwania. 

Precyzując- jak używając ogólnie przyjętych podziałów przyjaźni, związku można zdefiniować coś co dzieje się nie tylko w umyśle jednej osoby, ale wręcz pomiędzy dwoma umysłami? Czy człowiek inteligentny, rozwiniety emocjonalnie i psychicznie, lub wręcz dwójka ludzi, która różni się mimo wszystko między sobą tego typu rozwojem, jest w stanie zdefiniowac siebie za pomoca krotkiej frazy? Nawet pewność, że słowa te rozumiane są jednoznacznie jest rzadka, co dopiero ich precyzyjność.

Ludzie lubią nazywać rzeczy, świat dzięki temu wydaję się prostszy, znany. Daje to wrażenie porządku i bezpieczeństwa – coś czego nazwę znamy, nie  może być przecież obce, coś co potrafimy nazwać po imieniu nie powinno przecież zaskoczyć.

Nazwa relacji jest jednak na równi z próbą definicji tego co istnieje, próbą określenia tego, co chcielibyśmy dostać. Definiuje to czego od momentu wypowiedzenia nazwy obie strony będą od siebie wymagać, spodziewać się. Jest obietnicą. Problem pojawia się kiedy to, na jaka relacje sie umówilismy, odbiega od tego jaka istnieje, a jednoczesnie fakt tej umówy niewiele ją zmienia. Co należy wtedy zredefiniować – znajomość, a więc rzeczywistość ukształtowana przez wspólną przeszłość, która wygląda tak jak wygląda uwarunkowana tym co razem przeszliśmy, tym jaka więź istnieje pomiędzy naszymi umysłami, czy jej nazwę, wyrażającą to czego byśmy chcieli, to jak wyimaginowaliśmy i jak sprecyzowalismy sobie słowami nasze pragnienia.

Czy nie tym wlasnie jest małżeństwo lub nawet zaręczyny? Wyrazem tego, czego nawzajem od siebie oczekujemy, wyrazem tego jak chcemy być postrzegani przez otaczający nas świat, czy też nawet próbą definicji nas samých. Zakomunikowania tej drugiej osobie – „zobacz, tego właśnie od Ciebie chce“. Niemym pytaniem – czy czujesz to samo, czy tego samego ode mnie oczekujesz.

I czy smutek po nieudanej definicji jest wyrazem żalu po porażce, za którą możnaby uważać zbyt słabą znajomość samego siebie czy rozczarowaniem spowodowanym niedostaniem tego, czego się od drugiej osoby oczekiwało?
I czy jest on wogóle na miejscu – zmiana nazwy przecież nie boli, powoduje najwyżej chwilową konsternacje i zamieszanie. I w żaden sposób nie powinna być zaskoczeniem – wynika przecież tylko i wyłącznie z rzeczywistości, czy to tej ogólnodostępnej, czy to tej znajdującej się w naszej głowie.



poniedziałek, 24 marca 2014

Wieczorynka

Czytasz  płynnie sylaby emocji
Moich wiecznie rozchwianych języków
W ekspiacji za kiedyś niedokonane 
Wiążesz na cienkiej czerwonej mulinie 
supełki kolejnych z Tobą skojarzeń

Dym z drzewa sandałowego rozmywa się 
w podmuchach wilgotnego już wiosną tlenu
Szarawy pył kawy na szklance
Rozpływa się ciepłym mlekiem 

Chciałbyś śpiewem do ucha 
wyszeptać mi kołysankę
Za szybą deszcz robi to za Ciebie
W końcu po to go dla mnie oswoiłeś

Dobranoc.

niedziela, 16 marca 2014

Pretty Woman

Siedzę patrząc dosyć tępo
na trójkątne szkło do martini
wypełnione warstwowo kolorową cieczą

zielony, żółty, złoty, 
pomarańcz i czerwień

Na początku cierpkość
Ale malinowo lepki syrop na dnie
wypełnia usta słodyczą

Patrzę teraz dość podejrzliwie
na pozostałą w kieliszku krwisto gęstą warstwę

Masochistycznie delektowawszy się cierpkością
nie tylko nie wiem czego spodziewać się po słodyczy
podejrzewam wręcz podstępu w fakcie jej istnienia

A wtedy dzwonisz i mówisz
że zawsze trzeba mieć nadzieje 
że następnym razem nie będzie rozczarowania

A ja zdaję sobie sprawę - wierzę Ci
nawet jeśli n-ty raz w 'ostatnio oglądane' 
pojawiają się przejaskrawione romanse

środa, 5 marca 2014

WF

Przyznałam, że się boję.

Zapytałaś mnie - czego?
Nie znam powodu,
Ale jeśli pytasz właśnie o nią, to znam przyczynę.
Patrzę przed siebie 
I boję się, bo nie umiem oczekiwać z radosnym podnieceniem.
Bo kiedy wspomina się przy mnie o ideałach, uśmiecham się z ironią.

Nie tak dawno, ktoś odmówił mojej osobie romantyzmu.
Energicznie kiwając głową, próbowałam wyrzucić z siebie
tę płynąć w górę żył razem z krwią wprost do serca
drzazgę
powracającej mimowolnie naiwności dnia codziennego.

Nie mów mi tego, co już wiem.
Usiądź koło mnie w sali gimnastycznej
z liczydłem do punktów na kolanach
I daj napawać się tym momentem
kiedy skośne linie naszych poglądów
zbliżają się do siebie w przestrzeni.



poniedziałek, 24 lutego 2014

wyrachowanie

Kontrolowany, wyćwiczony skok na główkę
Do basenu głębokości metr .25
Wyrywa z rzeźniczego zastoju myśli

Inicjacja zabawy w trolla
Początkiem budowy samoświadomości
Czy morderstwem dziecinnej ufności w idee

Życzysz mi 'dobrej zabawy'
Ale ja naiwnie trzymam kciuki
I za niewiniątka, i za Niego

Bo precyzyjnie określony ktoś
W wyjątkowo zdefiniowanym kiedyś mojego życia
Pokazał mi
Że nawet taniec wśród komarów na łące potrafi być przełomem
A ujrzenie własnego odbicia w cudzych oczach Apokalipsą

sobota, 15 lutego 2014

Sentymentalnie.

Miałam kiedyś w swoim życiu osobę, która mnie naprawdę znała. Zdarzyło się to raz, przynajmniej według tego, co ja rozumiem przez słowo "znać". Nie mam niestety na myśli tego, że otworzyłam się przed nią, a przynajmniej nie świadomie i nie z własnej woli. Znała mnie jeszcze zanim zaczęłam się chować. Kiedy jeszcze byłabym w stanie określić, która zmiana w tym kim jestem jest realna, a która jest czystą fikcją. Która z fikcji przesiąkła mnie na wylot. I nawet wtedy to ona oceniłaby to trafniej.

Znała mnie. Czego w tamtym momencie nie mogłam powiedzieć o samej sobie. Więc wiele razy prosiłam, żeby pomogła mi zrozumieć. Za każdym razem dostawałam w odpowiedzi jedne i te same frazy:

Jesteś mądra i masz dobre serce, 
ale nie chcesz o tym pamiętać. 
Wymyślasz sama sobie zasady tylko po to, 
żeby je łamać i poczuć wolność.
Paradoksalnie właśnie tym się zniewalasz.

Ona zniknęła.
Ale faktem, że kiedyś była, czy nawet bywała, wyświadczyła mi przysługę. Wręcz bluźnię określając to w tak banalny sposób. Ta osoba którą kiedyś była sprawiła, że ja stałam się taką jaką jestem teraz. Że jestem świadomą istotą żyjąca w świecie który sama wokół siebie zbudowała takim, jakim chciała go mieć. Że jestem świadoma które z zasad istnieją naprawdę, a które stworzyłam w swojej podświadomości. Które sprawią, że poczuje się wolna przez moment, a które uszczęśliwią na dłuższą metę. 

Dzięki Tobie rozumiem, że nie należy łamać własnych zasad.
Bo inaczej jaki sens je tworzyć?
Skoro wolność polega właśnie na dowolności w ich doborze.
Rozumiem, że bycie 'dobrym' człowiekiem nie jest do końca takie złe.
I że przed wypiciem należy sprawdzać datę ważności mleka w cudzej lodówce.



niedziela, 2 lutego 2014

***

Zastanawiająco głęboko spaliłeś ten świat. Myślałam w pewnym momencie, że był on murowany, a w dodatku bez okien. Lecz kiedy ogień wżerał się w żerdzie, a popiół posypywał nieukorzoną nigdy głowę próbowałam przecież uciekać. Ratować resztki duszącej się dymem własności. Kto by nie próbował? Ale oni przyrośli do swoich miejsc w tym świecie, przyspawani długoletnimi granicami naszych relacji. Przyspawani do tego świata, a nie do mnie, jak łatwowiernie chciałam wierzyć, targając ich siła aby wynieść z pożogi. Tak długo obijałam się o rozpalone ściany, a ich deski pod złażącym kwiecistym tynkiem, miast rozpaść się pod uderzeniami pęczniały i tworzyły szczeliny. A przez nie wlewało się światło. Białe, zimne, tak różne od czerwonej łuny Twojego ognia. Zmniejszające się pod wpływem tej poświaty źrenice przestawały dostrzegać tlące się jeszcze stare nadzieje, smoliste zwały gasnących powoli planów, startych na proch ambicji. Pominięty przy kwietniowych porządkach proch wybuchnął, wyłamał niepozornie jedną z desek. A w jej miejscu pojawiła się niezauważona przez Ciebie dłoń. Cichnące jęki zdeptanej po drodze bliskości i zaufania, czepiająca się stóp zachłanność, poczucie własności. Kilka kroków w pustce, odseparowującej od cisnących się z zewnątrz bodźców i byłam po drugiej stronie. Znalazły się tam utrzymujące mnie w pionie ręce, z początku bezosobowe, zyskujące jednak z czasem na własność twarze. Wiele zapomnianych już widoków, czystość i bezpretensjonalność odcieni możliwości. I przestrzeń wypełniona nieograniczonym, dostępnym dla każdego tlenem. Tlenem przyśpieszającym analizę, uderzającym do głowy niczym narkotyk w najczystszej postaci. Przestrzeń ścinająca swoim ogromem z nóg, przytłaczającą z początku odpowiedzialnością wyboru. Po krótkiej chwili zaś dająca oczyszczającą swobodę ruchów i myśli.

A kiedy tlący się tam ciągle ogień obłudnie przyciąga mnie do siebie w zimie złudnym ciepłem, gdy zapominam ból zrodzony z dawnych nim oparzeń, podkradam się do granic tego świata i zaglądam przez szparę. Ale nie otwieraj co chwilę drzwi, świeży powiew tlenu w zwęglonej rzeczywistości nie skusi do powrotu, a jedynie podsyci ogień Twoich rozczarowań. Pożoga  przecież już dawno wygasła, tlą się tylko dalej stare pretensje. I ściany zlepione Twoim zaślepieniem trzymają się twardo, oddzielając tamten świat od tego. Może kiedyś, kiedy upewnię się że nikogo już w środku nie ma, wyłamię kilka desek, stawię czoła marom z przeszłości. Lub jeśli kiedyś te ściany runą, przejdę się po pogorzelisku. Może przetrwa któryś z  materialnych dowodów na realność ulubionych wspomnień z mojej głowy. Tak teraz nierealnych i plastycznych.

Dogłębnie spaliłeś ten świat, Mój Miły. Nasz świat.

piątek, 31 stycznia 2014

Ukraina

Zasklepione dawno rany otwiera na nowo
otumaniająca emocjonalna bezczynność

Szemrzą płatne rozmowy o ulepszaniu
nie siebie ani innych
a banalnych plonów pól

Przypochlebiająca się Whiskey z Colą
przed 12:00 w wietrznie śliski poranek
klepie pocieszająco po plecach

Poprawiając poprawione wersję poprawek
słyszę, że być człowiekiem oznacza
pięknie się mylić

Ja często się mylę
Ale czy być człowiekiem, to taka znów nobilitacja?

Włączone wiadomości:
Mężczyzna po przeszczepie twarzy
Wychodzący na wolność gwałciciel sześciolatki
Powolne zwycięstwa ukraińskiej demokracji
Tortury zaginionych z Majdanu

A czy Pan, Panie Taras
Oglądając "rewolucyjne sekatory!"
Do Pańskich upraw wielkości polskiego województwa
Czy Pan czasem myśli o tych którzy tam marzną
bez porannej, obłędnie drogiej Whiskey?






czwartek, 30 stycznia 2014

***

Zastygła w pozornym bezruchu z wyrazem milczącego potępienia na twarzy. Uniosła odruchowo, a zarazem ironicznie do góry brew, w jej oczach tańczyły ze sobą sprzeczne uczucia. Ekscytacja, niczym królowa elfów, z płynnością wartą lepszej sprawy drobiła kroki, mamiła i rozmazywała rzeczywistość. Odraza, tak oczywiście od niej odmiennie i zarazem sztampowo, próbowała usadzić ją w sztywne karby. I razem z wędrującą do góry brwią, nieustannie, spowalniając upływający czas do świetlnego, dając jej czas na decyzję, wirowały w tych bezbrzeżnie seledynowych oczach. A oczy te wciągały mnie w swoją otchłań coraz głębiej, wymazywały świadomość podziału między moimi i jej odczuciami. Krystalizowały jej myśli zanim zdążyła je wypowiedzieć i ich pożałować, zanim zdążyłam mieć prawo do pretensji lub żalu i pozostawiały mnie z cierpkim ich posmakiem na bezradnych wargach. 

środa, 29 stycznia 2014

***

Dostrzegasz głos w hałasie dopiero przy wyborze
Zderzenie płatka śniegu przy głębszym zapatrzeniu

Dostrzeżesz zagubienie powstałe w ciągu nocy
Zderzenie pragnień chwili ze stałą manną życia

Mistrzowska w malkontenctwie
Nieskora w zaufaniu
Mistrzostwo w nieskorości
Czy skorość w mym mistrzostwie

Wybiorczość moich uczuć
Tak mgliście zbyt istotna
I potok moich słów
Puszczony bez kontroli

Zbyt naga by mieć śmiałość
Śmiałości Twej wymagam
Nie licząc na wzajemność
Lecz czelność do szczerości

Zmąciłam sama siebie,
Przerastam czuciem myśli
Niezdolnam się zrozumieć

Nie umiem,
nie potrafię,
nie chcę,
nie mogę.

Nie zostawiaj.



poniedziałek, 20 stycznia 2014

31.12.13/01.01.14

Tępo mi w głowie
od zbyt głośnego szeptu muzyki
W skronie mnie mrozi
wszechobecność zimnych wspomnień
Jak pingwiny na paradzie równości
doczłapują się do głosu
rychło nie w czas
narodzone uczucia

Zabliźniam Tobą jak nożem
świeże jeszcze rany
Zaklejam Twoim ostrzem
otwarte do krzyku bezsilności powieki

Chmury pod ciężarem wrażeń opadają
A mnie wwożą na górę tylko po to
żebym zaraz spadła w dół

I mijam obustronnie chmurną mgłę
I mgliście zauważam własne zachmurzenie
Mutualnie nas zamgliło
a władza nad barometrem nie nasza