.

.

niedziela, 2 lutego 2014

***

Zastanawiająco głęboko spaliłeś ten świat. Myślałam w pewnym momencie, że był on murowany, a w dodatku bez okien. Lecz kiedy ogień wżerał się w żerdzie, a popiół posypywał nieukorzoną nigdy głowę próbowałam przecież uciekać. Ratować resztki duszącej się dymem własności. Kto by nie próbował? Ale oni przyrośli do swoich miejsc w tym świecie, przyspawani długoletnimi granicami naszych relacji. Przyspawani do tego świata, a nie do mnie, jak łatwowiernie chciałam wierzyć, targając ich siła aby wynieść z pożogi. Tak długo obijałam się o rozpalone ściany, a ich deski pod złażącym kwiecistym tynkiem, miast rozpaść się pod uderzeniami pęczniały i tworzyły szczeliny. A przez nie wlewało się światło. Białe, zimne, tak różne od czerwonej łuny Twojego ognia. Zmniejszające się pod wpływem tej poświaty źrenice przestawały dostrzegać tlące się jeszcze stare nadzieje, smoliste zwały gasnących powoli planów, startych na proch ambicji. Pominięty przy kwietniowych porządkach proch wybuchnął, wyłamał niepozornie jedną z desek. A w jej miejscu pojawiła się niezauważona przez Ciebie dłoń. Cichnące jęki zdeptanej po drodze bliskości i zaufania, czepiająca się stóp zachłanność, poczucie własności. Kilka kroków w pustce, odseparowującej od cisnących się z zewnątrz bodźców i byłam po drugiej stronie. Znalazły się tam utrzymujące mnie w pionie ręce, z początku bezosobowe, zyskujące jednak z czasem na własność twarze. Wiele zapomnianych już widoków, czystość i bezpretensjonalność odcieni możliwości. I przestrzeń wypełniona nieograniczonym, dostępnym dla każdego tlenem. Tlenem przyśpieszającym analizę, uderzającym do głowy niczym narkotyk w najczystszej postaci. Przestrzeń ścinająca swoim ogromem z nóg, przytłaczającą z początku odpowiedzialnością wyboru. Po krótkiej chwili zaś dająca oczyszczającą swobodę ruchów i myśli.

A kiedy tlący się tam ciągle ogień obłudnie przyciąga mnie do siebie w zimie złudnym ciepłem, gdy zapominam ból zrodzony z dawnych nim oparzeń, podkradam się do granic tego świata i zaglądam przez szparę. Ale nie otwieraj co chwilę drzwi, świeży powiew tlenu w zwęglonej rzeczywistości nie skusi do powrotu, a jedynie podsyci ogień Twoich rozczarowań. Pożoga  przecież już dawno wygasła, tlą się tylko dalej stare pretensje. I ściany zlepione Twoim zaślepieniem trzymają się twardo, oddzielając tamten świat od tego. Może kiedyś, kiedy upewnię się że nikogo już w środku nie ma, wyłamię kilka desek, stawię czoła marom z przeszłości. Lub jeśli kiedyś te ściany runą, przejdę się po pogorzelisku. Może przetrwa któryś z  materialnych dowodów na realność ulubionych wspomnień z mojej głowy. Tak teraz nierealnych i plastycznych.

Dogłębnie spaliłeś ten świat, Mój Miły. Nasz świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz