.

.

niedziela, 28 września 2014

J.

Stawiam ludziom zarzut ze nie są Tobą
Miejscom, ze nie przesiąkły Twoim zapachem
Muzyce, ze nie wybrzmiewa Twoim głosem
Twojość na szczycie listy ichniości

Rozpada mnie na niespójność
Niedosyt nas w Tobie i we mnie
Światu dostaje się rykoszetem
i cały się lepi z kawałków

poniedziałek, 22 września 2014

FOMO

Drapiąco srebrna opaska weekendowego UNSEEN Photo Fair na mojej ręce wykrzywia mi usta w satysfakcji. Moje sześć kątów przyozdabia nowoprzybyły Magazine i nieokrzesanie designerski tote bag. Chciałabym powiedzieć, że z namaszczeniem zapalam papierosa. Chciałabym powiedzieć, że półmrok otoczenia rozjaśnia migotliwy płomień. Ale nie. To jedynie 49Wattowa żarówka, ta jedna która oparła się zaborom, nie jest więc nawet migotliwa. Palenie, nieopacznie nie myśląc o estetyce tej chwili, rzuciłam w poprzednim wcieleniu. 

I patrzę na ten krzywo opalony kawałek materiału na nadgarstku. I patrzę na kusząco nieskalaną niczym biel powierzchni szafy, błagającą o artystyczne na niej wyżycie. Na Cultural Economics Handbook leżącą w lewej komorze półki polskiego pochodzenia, na Proces, Goodbye Sarajevo, Traktat o łuskaniu fasoli, opierające się o prawy jej skraj. Na czarno-pustą tekturowość ramek. I o tym o ile przyjemniej było by wypełnić te rzeczy zawartością/pozwolić im wypełnić mnie ich zawartością, niż rozglądając się nieustannie po czterech z sześciu kątów myśleć o tym co dzieje się na rozkrzyczanych, pijanych, zzieleniało-rozjarzonych, górnych piętrach kamienic na rynku. O ile przyjemniej nawet niż rozglądać się po ichże rozkątowieniu od wewnątrz. 

Połowa powierzchni szafy i naręcze wrzosów dla śmiałków, co postanowią zadźgać szepty konwenansów w mojej głowie. I przyłączyć się do dzielenia zawartością. Obopólnie.

Jak zabraknie szafy, kupi się kolejne.

wtorek, 9 września 2014

***

Nauczyłam się zjadać cukierki
pojedynczo
prowadzić auto
krętą drogą w czasie deszczu
poświęcać całe godziny
obserwacji nocnie marnych płótn

Chciałabym umieć zapomnieć 
o tym wszystkim
może wtedy

Może wtedy
te noce byłyby
mniej gwieździsto przyciągające
poranki
nie powiększały źrenic

Może wtedy
umiałabym spojrzeć na te wielomiany
bez zaszklonych rozbawieniem oczu
rozluźnionej postawy
bez frywolnego
posmaku życia na języku